Zanim
nadejdzie Halloween, zanim na ulice wyjdą malowane wampiry, zanim do drzwi
zapukają z prośbą o cukierki poprzebierane dzieciaki sąsiadów, by nie dać się
zdominować anglosaskiej tradycji wyciąga się na światło dzienne rodzime duchy. Zatem pod koniec października pojawiają się w regionalnych dodatkach do
dzienników wykazy nawiedzonych domów stolicy. Wśród nich jako najstarszy i
dysponujący zjawą najwierniejszą i najbardziej aktywną figuruje renesanowy
pałac zwany Domem o Siedmiu Kominach.
Dom
o Siedmiu Kominach (Casa de las Siete Chimeneas) stoi przy niewielkim placyku -
Plaza del Rey, w samym centrum Madrytu, kilkanaście metrów od Instytutu
Cervantesa. Historia budynku sięga roku 1574. W roku tym Pedro de Ledesma
złożył prośbę o zezwolenie na zabudowę nabytej parcelii. Nowy dom wzniósł
architekt Antonio Sillero. W roku 1583 Ledesma sprzedał pałac. Nabywca - genueński kupiec Baltasar Cataño, trzy lata
znosił ciasnotę madryckiej rezydencji, nim zlecił architektowi Andrei de Lurano
jej powiększenie. Lurano nadał budynkowi jego obecną formę i wymiary. W ciągu
następnych czterech stuleci pałac wielu miał właścicieli, należał do dwóch
rodzin hrabiowskich, jednego finansisty oraz banku. Ostatecznie Dom o Siedmiu
Kominach, który u schyłku wieku XX stanowił najlepiej zachowany przykład
madryckiej architektury rezydencjalnej końca XVI stulecia, nabyło państwo, by
umieścić w nim oddział Ministerstwa Kultury.
Niewiele
zaiteresowania budziłby ten renesansowy budynek, gdyby nie opowieść o zbrodni,
jakiej dokonano w jego wnętrzu. Legenda ta, jak to z legendami bywa, wiele ma
wersji, lecz jej lejtmotyw pozostaje niezmienny: tajemnicza śmierć pewnej
Eleny.
Dramat rozegrał się pod koniec wieku XVI, gdy krajem rządził król Filip
II. Pewnego dnia niespodziewanie odeszła z tego świata młoda mieszkanka Domu o
Siedmiu Kominach. Elena umrzeć miała z rozpaczy po stracie ukochanego, który
zginął walcząc w Niderlandach. Podaną przyczynę zgonu uznano jednak za wątpliwą
i po mieście krążyć zaczęły pogłoski, iż nie smutek, lecz sztylet spowodował
śmierć dziewczyny. Z upodobaniem przekazywano sobie z ust do ust plotkę o
okropnej zbrodni, której ofiarą być miała
- jak rozpowiadano, by dodać opowieści pikanterii - królewska kochanka zamordowana na zlecenie
monarchy. Król rozkazał śledztwo. Dochodzenie zakończyło się fiaskiem. Nie
odnaleziono ciała Eleny i powiesił się służący, gotowy zeznać przed sądem, że
widział jak zakrwawione, kobiece ciało wmurowano w podłogę pałacu. Wraz ze
śmiercią jedynego świadka sprawa opuściła trybunały, lecz nie przestano o niej
mówić. Ten i tamten przechodzień poświadczał, iż nocą przed Dniem Wszystkich Świętych
widział mglistą postać spacerującą po dachu Domu o Siedmiu Kominach. Kim byłaby
ta tajemnicza figura, jeśli nie duchem
zasztyletowanej Eleny? Stara legenda nabrała znamion prawdziwości i na nowo
zainteresowała tropicieli tajemnic, gdy w czasie jednej z ostatnich renowacji
budynku znaleziono szkielet kobiety wmurowany w podłogę pałacowej piwnicy.
Zamierzającym hucznie świętować anglosaskie Halloween madrytczykom rok w
rok przypomina się, że tej nocy pewien madrycki duch spaceruje między siedmioma
kominami Ministerstwa Kultury, konkurując z importowaną makabrą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz